4 marca 2014

8.Otchłań.



– A Annie, mamo? Muszę się z nią pożegnać. –  Zadrżałam na myśl, że mogłabym wyjechać bez pożegnania. Przyjaciele nie robią sobie takich rzeczy. Annie na to nie zasługiwała.
– Dobrze skarbie. A Alexem się nie martw, jestem pewna, że niedługo się spotkacie. – Uśmiechnęła się tajemniczo i zabierając po drodze jedną z moich toreb, wyszła na zewnątrz. Spojrzałam za nią zdziwiona. Nie wiedziałam co o tym myśleć, ta kobieta doprowadzała mnie do obłędu.
Zabrałam ostatnią walizkę i wyszłam przed dom. Zamknęłam drzwi na klucz, i czule je pogładziłam. Kochałam ten dom, a teraz musiałam rozstać się z nim na długi czas.
– Niedługo wrócę. – Szepnęłam z policzkiem przytulonym do chłodnego drewna.
  
   Wyskoczyłam z auta i podbiegłam, do czekającej już na mnie Annie. Widać było, że wyrwałam ją ze snu. Długie włosy miała rozczochrane, a zamiast swoich zazwyczaj eleganckich ubrań miała na sobie powyciągany dres.
Dziewczyna przytuliła mnie do siebie tak mocno, że aż nie mogłam oddychać.
– Tak wiem, już cię puszczam. Kiedy dzwoniłaś, że wyjeżdżasz, nie sądziłam, że zrobisz to tak szybko. Masz ogromne szczęście, że cię przyjęli do tej szkoły. Wreszcie się będziesz mogła realizować, jako projektantka.

Nazmyślałam jej, że wybrano moje projekty w konkursie, na który obie wysyłałyśmy nasze prace. Główną nagrodą miało być właśnie miejsce w elitarnej szkole dla projektantów. Moja nowa szkoła też jest elitarna, ale chyba w trochę innym sensie.

– Będę tęsknić Annie. Przyjadę jak tylko będę mogła. – Przytuliłam ją jeszcze raz i wsiadłam do samochodu. Kiedy ruszyłyśmy wciąż jej machałam, dopóki nie zniknęła mi z oczu.

***  
Po dość przyjemnym locie liczyłam, na równie miłe powitanie. A tu okazało się, że stałam sama od dobrej godziny w hali przylotów, czekając na zbawienie. Nie ma, co, nowa szkoła zapowiada się wprost wspaniale.
 Rozejrzałam się jeszcze raz po hali, ale wszyscy już dawno się odnaleźli i pojechali do domów. Tylko na mnie jedną nikt nie czekał.
Kiedy tłum zniknął nagle zrobiło się tu bardzo cicho. Mogłabym przysiąc, że coś usłyszałam. Jakiś lekki, cichutki szmer wydobywający się jakby z powietrza wokół mnie. Zaczęła mnie też boleć głowa, jak wtedy u ojca, kiedy wdarły się we mnie głosy.
  Uświadomiłam sobie, że nikt po mnie nie przyjedzie, i że muszę poradzić sobie sama. Jedyną osobą, która byłaby w stanie mi pomóc, był William, o ile w ogóle tu dotarł.
Nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia pracowników lotniska, usiadłam na chłodnej podłodze. Zamknęłam oczy i skupiłam się na tym, by odnaleźć drogę do jego umysłu. Pogrążona w ciszy zaczęłam bezgłośnie szeptać jego imię, jednak wciąż nic nie czułam. Mój głos stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu przerodził się w niemy krzyk, istniejący tylko w mojej głowie. I wtedy go usłyszałam. Głos Willa był tak odległy i cichy jak szmer wiatru.
– Liliana?
– Will!– Krzyknęłam do niego przez naszą niespotykaną więź. – Musisz mi pomóc. Nie wiem jak mam dotrzeć do tej cholernej Akademii. Nikt po mnie nie przyjechał.
– Spokojnie Lila, poprowadzę Cię.
Łatwo mu powiedzieć. Ciekawe tylko jak to zrobi.
– Otwórz umysł, odpręż się. – Odpowiedział na moje myśli.
Usiadłam wygodniej na zimniej posadzce i zamknęłam oczy. Wciąż jeszcze świadoma obecności Williama w mojej głowie, zaczęłam wspominać wakacje. Ostatnie normalne, jak sądzę. Razem z Anną zapisałyśmy się na kurs projektowania i nie chwaląc się byłyśmy najlepsze. Pamiętam jak dziś, kiedy tańczyłyśmy na ulicach Angel City w zaprojektowanych przez nas długich, powłóczystych sukniach. Tym właśnie chciałam się zajmować, ale jak widać w życiu nie ma nic pewnego.  
Im bardziej zatracałam się we wspomnienia, tym mój umysł robił się coraz cięższy, aż w końcu przestałam cokolwiek czuć.
Przerażona spróbowałam wstać, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Chciałam krzyczeć, ale głos uwiązł mi w gardle.
– Cii, spokojnie. – Tym razem głos nie  pochodził z zewnątrz. Był mną. Rozlegał się z moich własnych myśli. Oszalałe szumiały mi w głowie i nic już nie wiedziałam. Są moje, czy jego? Czy to co czuję, pochodzi ode mnie? I kim tak naprawdę jestem, sobą czy nim?
  Nie odezwał się już, tak więc i ja trwałam w milczeniu. Odeszłam, pozwalając mu na chwilę zagarnąć moje ciało. Usunęłam się jeszcze głębiej, by dać mu przestrzeń, by doprowadził mnie do celu. Ale tam była tylko pustka, która całą mnie pochłonęła.
 
_________________________________________________________
Króciuteńko ale jest. Cieszę się, że wróciłam i mogę was tylko przeprosić.
Piszcie co sądzicie i zapraszam niedługo na kolejny odcinek.


3 komentarze:

  1. czo tu się w ogóle dzieje! jaka otchłań? ten Will jest podejrzany.. musiałam przeczytać wszystko od nowa, by sobie przypomnieć tę historię. Ty leniu ;p kiedy będzie ten 'kolejny'? mam nadzieję, że nie za miesiąc, hm? <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej! Mówiłam Ci już jak ja uwielbiam Twoje opowiadanie? W każdym rozdziale czymś mnie zaskakujesz i jest to zawsze bardzo pozytywne :) Lubię niespodziewane zwroty akcji a ty własnie takie tworzysz :)
    Byłam zaskoczona kiedy Will jakby przejął kontrolę nad Lilianną. Nie spodziewałam się tego. Czekam więc na nowy rozdział żeby wszystko się wyjaśniło :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, kłania się Zoltan z Opieprzu. Twój blog znajduje się w mojej kolejce do oceny, ale nigdzie nie wiedzę linka do nas, dlatego nie mam pewności, czy sama się zgłosiłaś, czy ktoś zrobił Ci kawał. Daj znać, proszę, co mam z tym fantem zrobić.

    OdpowiedzUsuń