22 lutego 2015

9. Olśniewający!



  Pozwoliłam mu się prowadzić, bo innego wyjścia nie było. To on decydował, kiedy moje ciało skręcało w kolejne uliczki, kiedy się zatrzymywało, aż wreszcie, kiedy zapukało do drzwi dużego, białego budynku. Śnieżno-biały dworek znajdował się w samym sercu pięknego ogrodu. Rosło tam więcej kwiatów, niż byłam w stanie to ogarnąć wzrokiem. Chciałam podejść do rabatki, na której rosły róże we wszystkich kolorach tęczy, lecz moje ciało nie poruszyło się.
Później – odezwał się głos Willa. –Najpierw formalności.
Wreszcie piękne, drewniane drzwi z wyrzeźbionymi ornamentami, otworzyły się. W wejściu ukazała się staruszka o włosach bieluteńkich jak śnieg i dobrotliwym uśmiechu. Ubrana była w białą, zwiewną sukienkę, a na stopach miała sandały rzymianki w tym samym kolorze.
–Witaj kochanie – powiedziała ciepłym głosem, zupełnie niepodobnym do zimnego i wyrachowanego głosu mojej własnej babci.
– Nazywam się…– zaczął mówić Will moimi ustami, ale babunia mu przerwała.
– Liliana Morgan, wiem kochanie. Oczekiwaliśmy cię. Wprawdzie sądziliśmy, że uda ci się tu dotrzeć dopiero pod wieczór, co jest dla nas prawdziwą niespodzianką. Teraz zabiorę cię do twojego pokoju, bo pewnie jesteś zmęczona po podróży.
Will, który wciąż władał moim ciałem, nie wiedział, co powiedzieć. Z moich ust wypłynęło tylko żenujące „eee”. Miałam ochotę go zabić. Wiem, że kobiety dużo mówią i mógł się chociaż skupić na tym, co babunia mówiła, a nie po pierwszym słowie się wyłączyć.
Skupiłam w sobie całą moją siłę i uwolniłam MOJE słowa.
– Bardzo chętnie. Ma pani rację, strasznie jestem zmęczona, to była bardzo długa podróż.
Kobieta ruszyła przodem, a mi pozostało podążać za nią przez oślepiająco białe korytarze. Przeszłyśmy chyba przez większą część budynku, gdy dotarłyśmy do długiego korytarza z dziesiątkami drzwi, a każde były w innym kolorze. Zatrzymałyśmy się przed orzechowo-brązowymi, które były identyczne, jak te w moim domu. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.
– Jeśli będziesz mnie potrzebować wystarczy, że przywołasz mnie w myślach, a jeśli jeszcze tej umiejętności nie posiadasz, to znajdzie mnie przy wejściu – odwróciła się, z zamiarem odejścia – a i jeszcze jedno, zapomniała się przedstawić. Nazywam się Giorgia Blake. Uśmiechnęła się na pożegnanie i odeszła.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, ciekawa, co ujrzę w środku.
Niespodzianka! – Odezwał się Will. Zupełnie zapomniała o jego obecności.
Nie powinieneś już sobie iść? – czułam się głupio, bo wiedziałam, że słyszy moje myśli, to trochę tak jakbym mówiła sama do siebie. Jeszcze chyba nie zwariowałam, co?
Spokojnie, do wariatki jeszcze ci daleko.
Widziałam oczyma wyobraźni ten jego ironiczny uśmieszek.
Spadaj Will! Dziękuję ci za pomoc, ale z resztą już sobie chyba poradzę.
– Pokój też sama umeblujesz?
Fakt. I tu mnie miał. Zapomniałam wspomnieć, że na ten pokój przeniosła się oślepiająca biel. Zupełnie jak zaraza. A także, że był zupełnie nieumeblowany. Podłoga wyłożona była jedynie wypolerowanymi, drewnianymi deskami, które błyszczały pod wpływem, padających na nie promieni, zachodzącego już słońca. Pokój nie był za duży, ale za to dobrze oświetlony przez wielkie okno, znajdujące się na jednej ze ścian.
Zrezygnowana usiadłam za drewnianej podłodze.
I co mam teraz zrobić? Taki byłeś mądry to teraz mi pomóż.     
Tym razem mi nie odpowiedział, choć wiem, że mnie usłyszał. Musiałam poradzić sobie sama. Domyśliłam się, że to kolejne zadanie. W dotarciu do Akademii pomógł mi William, ale proszenie go, o umeblowanie mi pokoju było żałosne. Z taką banalną rzeczą sobie nie poradzę? Okey Lil, skup się. Kiedy udało mi się odezwać do Willa na lotnisku, musiałam się skupić. Wystarczy zrobić to samo. Odnaleźć moc.
  Tak samo jak wtedy usiadłam wygodniej i wyciszyłam myśli. Po chwili znów zaczęłam słyszeć szmery wokół mnie, tyle że teraz wiedziałam już co było ich przyczyną. Magia pulsowała mi w żyłach. Spojrzałam w dół, na moje rozgrzane dłonie i ujrzałam, sączące się z koniuszków palców delikatne światło. Zupełnie mnie to nie przeraziło, czułam że to było we mnie od zawsze. Po prostu potrzebowałam czasu, aby nad tym zapanować.
Skupiłam na powrót myśli. Jak powinien wyglądać mój pokój? Ciepły, delikatny i przytulny, jak ten w Angel City. Wyobraziłam go sobie i przelałam całą energię, całą moc, która się we mnie kłębiła, by przywołać ten obraz do rzeczywistości.
Otworzyłam oczy i aż oniemiałam. Siedziałam w moim pokoju, niestety nadal za zimnej podłodze. Stworzyłam więc piękny, kremowy, puchaty dywan. Pod oknem stanęło śliczne kremowe biureczko, w połowie zmienione teraz przeze mnie na toaletkę. Starą pościel zamieniłam na bardziej delikatną, satynową, która podkreślała teraz blask żelaznych barierek, mojego całkiem sporego łóżka. Nad oknem zawisły brązowe zasłonki, a parapet ozdobiły orchidee. Duży regał po przeciwnej stronie pokoju wypełniły moje ulubione książki. Ściany przybrały odcień czekoladowego brązu i na taki kolor zmieniłam też dywan, na którym wciąż siedziałam. Idealnie.
  Ułożyłam się wygodnie na łóżku i już miałam zasnąć, kiedy rozbudziło mnie pukanie do drzwi.
Mogę wejść? – Will znów wybrał sposób porozumiewania się ze mną bez używania ust. Koniecznie muszę z nim o tym pogadać, bo to już trochę przesadza.
– Tak – krzyknęłam przez pokój. Otworzyły się drzwi i wszedł do środka.
– Nie wiem, czy się domyśliłaś, że też tu będę, więc przyszedłem zaszczycić cię moją obecnością – uśmiechnął się promienie i usiadł na brzegu łóżka.
– Wątpisz w moją inteligencję? Poradziłam sobie bez ciebie – spojrzałam na niego z wyrzutem. – Nie jesteś wcale taki niezastąpiony.
Nie odpowiedział mi, zajęty rozglądaniem się po moim pokoju.
­– Pięknie ci wyszło, ale wydaje mi się, że czegoś tu brakuje.
Widać było że skupia się i przywołuje moc. Zafascynowana patrzyłam na światełka błyszczące na opuszkach jego palców, blask który go rozświetlał dodawał mu jeszcze więcej uroku. A mnie jeszcze bardziej onieśmielał.
– Skończyłem! – zawołał triumfalnie. Zauważył, że wpatrywałam się w niego jak krowa w malowane wrota i zaśmiał się. – Zamknij buzię Słonko.
Zmrużyłam oczy, ale powstrzymałam się od komentarza. Zamiast tego spojrzałam na ścianę, na której Will coś stworzył. Wisiał tam teraz obraz przedstawiający mnie, ubraną w szmaragdową sukienkę od ojca. Zdarzyło się to zaledwie kilka dni temu, a czułam się jakby to było co najmniej kilka miesięcy wstecz.
– Jest piękny, dziękuję ci.
Podniósł na mnie wzrok szczeniaczka, który zrobił coś złego.
– Chciałam cię przeprosić za ten wieczór w „Kotle”. Nie powinienem był się wściekać, tylko z tobą pogadać, bo oboje znaleźliśmy się w tej samej sytuacji. A teraz mi głupio, i nie chciałbym, żebyś miała do mnie jakiś uraz.
– Will – dotknęłam jego ramienia – byłam trochę zła i może nadal jestem, ale przez taką głupotę nie odwrócę się od ciebie. Tkwimy w tym razem.
Spojrzałam w jego magnetyzujące oczy i odnalazłam w nich ulgę. Ale też i coś zupełnie innego.
– To co, teraz buziak na zgodę? – Drapieżny wzrok Williama nie pozwalał mi normalnie oddychać. Powietrze wokół nas zagotowało się od napięcia. Przysunął się jeszcze bliżej. Nachylił się nad moją twarzą, zbliżając swoje piękne, pełne usta do moich. Pachniał cudownie męsko.
  I wtedy ktoś zapukał.
Całe szczęście, odetchnęłam z ulgą i odsunęłam się od Willa.

    
 


Cześć kochani!
Nie było mnie tutaj szmat czasu. Modlę się o to, aby ktoś mnie i Lilę, jeszcze pamiętał. A jeśli jesteście tu ponownie proszę was abyście o nas nie zapominali, bo mam wrażenie, że nie raz jeszcze o Lili tu przeczytamy. Dziękuję tym którzy przeczytali odcinek i proszę was o opinię i słówko, które mnie zmotywuje.